Błogosławiony ksiądz Michał Woźniak - przewodnik po trudnych czasach
553Był to kapłan Boży, mąż prawy, bojący się nieprawości i chodzący drogami prostymi.
Ks. Tadeusz Rulski – towarzysz księdza Woźniaka z obozu w Dachau
"Błogosławiony ksiądz Michał Woźniak - przewodnik po trudnych czasach"
16 maja 1942 r. o godz. 21.00, wg dokumentów niemieckich, w Dachau zakończył życie śmiercią męczeńską ks. Michał Woźniak. Gorliwy kapłan zatroskany o swoich wiernych, patriota miłujący swoją Ojczyznę. Pamięć o jego świadectwie wiary sprawiła, że papież Jan Paweł II 13 czerwca 1999 r. beatyfikował go w grupie 108 polskich męczenników. W maju 2019 r. na cmentarzu Perlacher Forst w Monachium odnaleziono m.in. urnę z prochami błogosławionego Michała Woźniaka. Chociaż sprowadzenie prochów ks. Woźniaka do Polski na chwilę obecną nie jest możliwe, to jego kult rozwija się. Wierzmy głęboko, że ten świadek trudnych czasów, pasterz i nauczyciel swoich wiernych, którego nauki są aktualne również i dzisiaj, będzie się mógł cieszyć opinią świętego.
Michał Woźniak urodził się 9 września 1875 r. w Sokołowie (właściwie w Suchym Lesie, który był wówczas częścią Sokołowa) niedaleko Pruszkowa. Jego rodzicami byli Jan Woźniak i Marianna z domu Laskus. W wieku 13 lat zapisał się do Kółka Różańcowego w parafii Pęcice.
Staranne wychowanie, pobożność, które zaszczepiła w nim przede wszystkim matka, zaczęły kiełkować w kierunku myśli o kapłaństwie. Jedynak u rodziców, przeznaczony byłem na gospodarza (…). Pracowałem zatem na roli. Doszedłszy jednak do pełnoletniości nie mogłem w domu wytrzymać. Za własne pieniądze, zarobione na oprawianiu książek (bo ojciec, będąc przeciwny, nie chciał pomóc), wyrobiłem sobie paszport za granicę. Gdy jednak ojciec (…) zlitował się, sam mnie do kolei odwiózł, dał 300 rubli i tak wyjechałem do Włoch, gdzie przez 3 lata u księży Salezjanów skończyłem kolegium w Lombriasco pod Turynem („Kronika parafii Chojnata 1911-1920”).
W roku 1902, po zdaniu matury w gimnazjum w Pułtusku, wstąpił do Seminarium Duchownego w Warszawie. W czasie studiów seminaryjnych umiera jego ojciec, matka zaś z trudem prowadzi gospodarstwo – zaopiekuje się rodzicielką, zapewniając jej utrzymanie i opiekę na kolejnych parafiach, na których będzie przebywał, wspomniane zaś gospodarstwo przekazując krewnym. Święcenia kapłańskie przyjął 30 września 1906 r. w warszawskim kościele pw. Świętego Krzyża z rąk biskupa Kazimierza Ruszkiewicza. Mszę świętą prymicyjną odprawił w rodzinnej parafii w Pęcicach (prawdopodobnie 7 października 1906 r., czyli w święto Matki Boskiej Różańcowej).
Jako wikariusz pracował kolejno w parafiach: Narodzenia Najświętszej Marii Panny w Mińsku Mazowieckim (1906-1907), Podwyższenia Krzyża Św. w Łodzi (1907-1908), Św. Antoniego Padewskiego w Tomaszowie Mazowieckim (luty-lipiec 1908 r.), Św. Antoniego Padewskiego w Warszawie (1908-1909). Pierwsze probostwo przypadło mu
w parafii pw. Trójcy Świętej w Wiśniewie k. Mińska Mazowieckiego (1909-1911). Dzięki jego działaniom podczas szesnastomiesięcznej obecności blisko 100 osób porzuciło mariawityzm¹ i przeszło na katolicyzm.
W 1911 r. ksiądz Michał Woźniak został przeniesiony do parafii Św. Marcina w Chojnacie k. Mszczonowa, w której duszpasterzował prawie 10 lat. Odrestaurował kościół, wyremontował plebanię. Przez pierwszy rok pobytu zrezygnował z ofiary kolędy, żeby nie sądzono, iż dla owsa tylko jadę. W lokalnej szkole dwa dni w tygodniu uczył dzieci katechizmu i historii świętych. Zachowana „Kronika parafii Chojnata 1911-1920” stanowi świadectwo działalności gorliwego duszpasterza, ale także pokazuje osobę doskonale orientującą się w sytuacji polityczno-społeczno-kościelnej. Największym wyzwaniem, z jakim się wówczas zetknął, była Wielka Wojna z lat 1914-1918. Ale oddajmy mu głos:
5 października 1916 r. Wczoraj minęło dwa lata, jak pierwsi Niemcy pokazali się w Chojnacie. Przypominam sobie, że w pierwszych miesiącach wojny pragnęliśmy nawet Niemców. Do tego doprowadziła exterminacyjna polityka Rosji w tym kraju. Teraz, po dwóch latach można by powtórzyć przysłowie ludowe „pomieniał stryjek siekierkę na kijek”. Ciężko jest, a byłoby jeszcze ciężej, gdyby tu Niemcy zostali panami. Wiemy coś o tym…
12 października 1916 r. U nas Niemcy po staremu gospodarują t.j. po krzyżacku. Wywożą zboże, płacą, co im się podoba. Warszawę do szczętu chcą zagłodzić, bo nawet kartofli nie wolno dowozić… Stąd nędza nieopisana… A nasi głuptasi z niektórych partii chcą mieć wolną Polskę z łaski Niemców – im się kłaniają. Toteż w tym całym, głupim przedsięwzięciu nie ma nigdy wzmianki o Bogu – religii – Kościele – pierwiastki, które zawsze stać powinny na czele wszelkich poczynań, a szczególniej takich, jak odbudowa Ojczyzny. Może dobry Bóg sam nas wyprowadzi, bo ludzie zapomniawszy o nim tylko psuć co dobre umieją.
Przez ponad dwa miesiące w roku 1918 wraz z grupą 38 parafian (organista, kościelny, piekarze, sklepikarze, komornicy) był więziony w Modlinie za ukrycie trzech dzwonów, które Niemcy chcieli przetopić na armaty. Dzwony ostatecznie się odnalazły, ale nie wszystkie. Niemcy zabrali dwa z nich i uwierzyli, że kościołowi pozostał tylko jeden, najmniejszy. Nic bardziej mylnego, parafia nadal była w posiadaniu największego dzwonu, ofiarowanego niegdyś przez panią Górską z Woli Pękoszewskiej.
20 marca 1918 r. Może się zdarzyć, że w przyszłości będą chcieli Polacy nawiązać przyjazne stosunki z Niemcami. Nim to uczynią niech się dobrze zastanowią, kto są Niemcy (nie warci są wielkiej litery N) (…) Niech to wszystko będzie przestrogą na przyszłość, aby z nimi [Niemcami – D.W.] nic nie zawierać, co by im dawało wstęp do naszej ziemi, bo z pewnością z przyjaciół wilkami się staną. Może oni i są dobrzy w swoim kraju – i niech sobie tam będą. Z nami się nie zgodzą. Nawet ich katolicy.
W sytuacji, gdy nowo odrodzona Polska musiała zmierzyć się z zagrożeniami ze strony sąsiadów, nie omieszkał wesprzeć Ojczyzny słowem (modlitwy w jej intencji oraz wskazywanie jej zdrajców – za takich uważał komunistów podburzających ludność) i czynem:
6 września 1919 r. Na Górnym Śląsku powstanie przeciwko Niemcom. Koalicja a szczególniej Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, bierze się do tych spraw z pewną opieszałością. A tu krew niewinna się leje. Pospieszyliśmy Śląskowi na pomoc. Zawiązał się komitet. Złożono blisko sto korcy żyta z tej gminy i w tych dniach mają zawieźć tę ofiarę do Sosnowca.
31 lipca 1920 r. Bóg nas doświadcza. Wilno, Grodno, Białystok, Ossowiec stracone. Pod nury Warszawy podchodzi starodawny wróg: Moskwa i Krzyżak. Francja i Anglia niby mają przyjść z pomocą…
7 sierpnia 1920 r. Jutro po sumie będzie zbiórka w parafii na wojsko – co kto ma: bieliznę, żywność, pieniądze, broń…
18 sierpnia 1920 r. Zbiórka na wojsko w tej parafii wypadła: 15 tysięcy marek, dwa cielaki, kilka kur, jedna gęś. Trochę bielizny, pięć karabinów i parę pudów naboi, prawdopodobnie moskiewskich.
U podstaw wszystkich działań podejmowanych przez księdza Woźniaka leżało przekonanie, że dobro Ojczyzny, dobro ludzi można zbudować poprzez wiarę i wykształcenie młodego pokolenia. Stąd organizowanie jeszcze w 1916 r. Kółek Żywego Różańca dla młodzieży, by odmawiała różaniec w celu uproszenia pokoju, czy założenie w roku 1918 kółka młodzieżowego, gdzie spędzano czas na (…) kształceniu nowych Polaków, co wynikało z tego, że bardzośmy się rozpolitykowali. Po dwa razy na tydzień są wiece na temat wyborów do sejmu (…) Mało tu jeszcze ta szara rzesza zdaje sobie sprawę, co to jest Polska
i z obowiązków względem niej. Ale nadzieje w młodym pokoleniu.
W 1920 r. ksiądz Michał Woźniak został proboszczem w parafii Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny w Kamionnie k. Łochowa (obecnie powiat węgrowski):
6 października 1920 r. Wyprawiłem rzeczy dwoma wagonami, gdyż zamówiony jeden nie wystarczał, bo oprócz rzeczy martwych był koń i krowa oraz troszkę drobiu, przy tym pojechały dwie służące, dwóch parafian z Kamionny, co przyjechali tu pomagać przy pakowaniu i tutejszy kościelny Felek. Przewóz tych dwóch wagonów z Żyrardowa do Łochowa 100 kilometrów kosztuje 3500 marek.
Pod jego kierunkiem zdołano odbudować piękny parafialny kościół neogotycki, zniszczony w dużej części w 1915 r. przez wojska rosyjskie.
Z osobistej inicjatywy papieża Piusa XI, który poznał go jako nuncjusz, w 1922 r. ks. Woźniak otrzymał godność prałata.
W 1923 r. objął probostwo w parafii Św. Wawrzyńca w Kutnie (otrzymał również tytuł dziekana kutnowskiego). W pracy duszpasterskiej odznaczał się szczególną czcią do Serca Jezusowego i św. Jana Bosko, założyciela zgromadzenia salezjanów. Chcąc realizować ideały salezjańskie, w głównej mierze wobec młodzieży, sprowadził przedstawicieli tego zakonu do Kutna. Uważał, że młodzież wykształcona, nauczona zawodów, przyczyni się do rozwoju miasta, a ludzie staną się lepsi. Doprowadził do utworzenia ośrodka salezjańskiego na terenie swojej parafii – Gnojno Parcele (dzisiaj Woźniaków). By przystosować odpowiedni majątek, podarowany przez miejscowego dziedzica Adama Zawadzkiego – 7 ha gruntu z parterowym pałacem w stanie surowym, małym budynkiem mieszkalnym, spichlerzem, stodołą, oborami – przekazał salezjanom cały majątek osobisty (160 tys. zł). Dzięki temu w 1938 r. powstała szkoła i kaplica – ostatnia placówka salezjańska otwarta w II Rzeczypospolitej.
Ponadto dzięki naszemu bohaterowi w Kutnie rozwinęła działalność Akcja Katolicka. Do prowadzenia ochronek i sierocińca dla dzieci sprowadził siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek Rodziny Maryi oraz siostry albertynki do opieki nad chorymi i biednymi (w tym drugim przypadku wsparł całą akcję własnymi funduszami).
Ks. Woźniak był w bardzo dobrych relacjach z siostrami Matki Bożej Miłosierdzia. Odbywał osobiste rekolekcje w ich klasztorze w Derdach (powiat piaseczyński, Gmina Lesznowola), w czasie, gdy przebywał tam jego duchowy przewodnik z dzieciństwa ks. Wincenty Kuderko (proboszcz parafii pęcickiej w latach 1888-1901). Dodatkowo pomagał siostrom w budowie kościoła w Walendowie (powiat pruszkowski, Gmina Nadarzyn), na którego konsekracji głosił kazanie mimo obecności dwóch biskupów.
Nigdy nie ukrywał swoich narodowych poglądów. W czasie pielgrzymki do Ziemi Świętej w roku 1933 dużo czasu spędził na rozmowach z pisarką Zofią Kossak-Szczucką², osobą o podobnych przekonaniach. Darzył szacunkiem Romana Dmowskiego.
Ze „Wspomnień”:
W pogrzebie jego nikt nie wziął z rządu udziału. Za to było prawie całe społeczeństwo i w dostojnej ciszy pochowano Dmowskiego na Bródnie. Jestem przekonany, że grób ten kryje Wielkiego Polaka i historia w przyszłości odda mu należną sprawiedliwość
Co zaś się tyczy Piłsudskiego, to uważał go za eksperymentatora, który wyprowadzi Polskę na manowce, wojsko polskie pod jego wodzą za bandę ignorantów i karierowiczów:
(…) zamyślili sprawić Komendantowi pogrzeb ponad królewski. Albo to Polska nie mocarstwo? Zaczęły się więc jęki przez radio. Chodzenie z trupem tu i tam. Aż w tryumfie zawieziono na Wawel. Bez serca, bo przeznaczono dla Wilna. Bez mózgu, bo zostawiono na Uniwersytecie Warszawskim. Ot, taka sobie megalomania (…) Dochodziło do tego, że pytano księży, czy Piłsudski już jest święty.
Pułk 37 w Kutnie (…) teraz wysłano w marcu [1939 r. – D.W.] do Wągrowca nad granicę niemiecką. Zamiast tam się ćwiczyć i stać istotnie na straży – to oficerowie ćwiczyli się w strzelaniu po pijanemu na wiwat albo i na postrach ludności, gdy nie okazywała entuzjazmu z ich „rycerskości”.
I przyszła II wojna światowa. Początkowo wydawało się, że będzie to wojna nerwów – Polska nikogo się nie boi. Niestety okazało się, że żywioł niemiecki pała żądzą posiadania „przestrzeni życiowej”. Kutno stało się częścią tzw. bitwy nad Bzurą³. Lotnictwo niemieckie dokonywało bombardowań miasta, w którym obok mieszkańców znalazły się rzesze uchodźców. Wraz z wikariuszem, księdzem Michałem Oziębłowskim (…) udzielaliśmy rozgrzeszenia ciężej rannym i namaszczaliśmy na czole, jeśli było można. Nie mogliśmy nadążyć, bo nowych przywożono.
Kiedy wieczorem księża wracali na plebanię, byli prawie bez sił, a ich sutanny ociekały krwią. Zmęczeni bywali do tego stopnia, że ludzie, którzy ich widzieli po drodze, myśleli, iż kapłani także są ranni.
Największy ból w księdzu Woźniaku wywoływał brak dla wszystkich rannych pomocy lekarskiej, co brało się z tego, że szpital kutnowski nie był przygotowany na taką tragedię. Powtórnie przyszło mu zatem zetknąć się z Niemcami, ale tym razem znacznie potężniejszymi i bezwzględnymi.
Ze „Wspomnień”:
24 września 1939 r. Bolszewicy weszli do nas, bo nikt ich nie zatrzymał i nikt się z nimi obecnie nie bije. Niemcy chcą się z nimi Polską podzielić i gospodarować na otrzymanej części – ponieważ – tak ciągnął ten kapitan [Wehrmachtu – D.W.] – my nie potrafimy wyzyskać ziemi, jaką posiadamy. Że ich jest 130 osób na jeden kilometr kw., a u nas ma być tylko 30 osób. Więc im się należy chleb, jaki mogą mieć z naszej ziemi. Na moją replikę, że skoro jest im tak ciasno, to po co sprowadzają od nas robotników, odpowiedział, że oni wyrabiają maszyny i w ogóle żyją życiem miejskim, podczas gdy my mamy pracować na roli na chleb im potrzebny… Niemiec był zażarty. Wierzy w swego Hitlera. Mówię mu – cała ta wojna jest wielce niesprawiedliwa. Chcecie przestrzeni życiowej – to macie prawo walczyć o kolonie. Ale kiedy Anglicy nie chcą dać, odpowiedział. Więc my mamy jako słabsi paść ofiarą. Zresztą to nie jest wojna, jeno rzeź niewinnych.
(…) niech nikt się nie dziwi, gdy piszę „niemiec” z małej litery. Zacznę pisać z dużej litery dopiero wtedy, gdy ten naród zacznie żyć po ludzku (…)
Zabroniono używania kościoła pw. Św. Wawrzyńca do celów liturgicznych. Świątynię zamieniono na tymczasowe więzienie dla jeńców. Mimo to księża odprawiali w kościele potajemnie msze św. i nabożeństwa, udzielali pomocy uchodźcom i więźniom, po ich opuszczeniu myli i doprowadzali do porządku zbezczeszczoną świątynię. A za każde nieposłuszeństwo Niemcy grozili surowymi karami. Za każdy przeżyty dzień należało dziękować Bogu. W czerwcu 1941 r. Niemcy stracili w Kutnie publicznie trzech polskich kolejarzy (Kaliksta Perkowskiego, Wilhelma Czarneckiego i Piotra Sanda), za przewóz żywności do Warszawy. Przez kilka dni przed kościołem pw. Św. Wawrzyńca stały szubienice z ciałami zamordowanych. Ta szarpanina nerwów powodowała problemy zdrowotne naszego kapłana. Raz dostał porażenia lewej strony twarzy – nieczynna powieka lewego oka i połowa ust. Według niego, tylko dobry Bóg mógł odmienić los Polaków.
Pomimo ostrzeżeń o aresztowaniu nie chciał opuścić swoich „owieczek”. Dla niego byłby to przejaw tchórzostwa. We wrześniu 1941 r. z księdzem Oziębłowskim zostali aresztowani przez gestapo i przewiezieni do obozu przejściowego dla duchownych w Lądzie. Tam proponowano Michałowi Woźniakowi ucieczkę – chciał go wykupić bogaty mieszczanin z Kutna. Odmówił.
30 października 1941 r., po trzech dniach ciężkiego transportu kolejowego, przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Dachau. W bramie przybyłych obozowiczów witał komendant słowami: Jesteście w Dachau. Stąd się nie wychodzi. Ksiądz Michał otrzymał numer 28203. Wiosną 1942 r. nastał straszliwy czas. Kapłani umierali w zasadzie codziennie. Tych, których uznano za chorych, Niemcy wywozili w kierunku austriackiej miejscowości Hartheim, gdzie w lokalnym zamku (niem. Schloß Hartheim) urządzono jeden
z ośrodków eutanazyjnych osób uznawanych jako „niewartościowe”. Natomiast pozostałych mordowano w obozowym krematorium lub w samochodach – komorach gazowych. Niewykluczone, że liczba zgonów w Konzentration Lager Dachau w latach 1941‑1942 była tak duża, że lokalne krematorium okazało się za małe i część zamordowanych do kremacji przewożono do Monachium, prawdopodobnie do krematorium przy Ostfriedhof (z niem. Cmentarz wschodni).
Sługa Boży Michał Woźniak był dręczony przez władze obozu: długie przebywanie na placu obozowym w czasie zimy, marsze i biegi do utraty tchu oraz torturowany przez izbowego bloku 28, niejakiego Eichela. W wyniku tego podupadł na zdrowiu, miał trudności z poruszaniem się. W maju 1942 r. został przeniesiony do innego bloku na tzw. rewir (pseudoszpital), gdzie znęcał się nad nim kolejny oprawca, blokowy Boecher. Działania owego Boechera przyczyniły się do tego, że ksiądz Michał Woźniak zmarł 16 maja 1942 r. Znamienne są jego słowa wypowiedziane przed aresztowaniem, swoiste credo duszpasterstwa:
(…) Zresztą zasadą jest do ostatniej chwili nie schodzić z posterunku obowiązku duszpasterza. Nic więcej nie czynię, jeno służę Chrystusowi Panu. A gdy wypadnie życie położyć, to będzie tylko łaska Boża, boć to nie będzie żadna polityka, lecz służba Panu Bogu, do ostatniego tchu. Amen.
Daniel Wolborski
¹ Mariawityzm – wyznanie chrześcijańskie powstałe w Polsce na przełomie XIX i XX wieku, oparte na objawieniu Miłosierdzia Bożego, którego miała dostąpić polska zakonnica Feliksa (Felicja) Kozłowska (1862-1921). Po objawieniach w 1893 r. podjęła misję uzdrowienia polskiego duchowieństwa. Wspólnota mariawicka działała początkowo w ramach Kościoła rzymskokatolickiego, zachowując jego zwyczaje i praktyki pobożnościowe. Jednak w 1906 r., po ekskomunice nałożonej przez papieża Piusa X na założycielkę, została z niego wyłączona. Nazwa mariawityzm pochodzi od łacińskich słów Mariae vitam imitantes, co w języku polskim oznacza Maryi życie naśladujący. Nazwa ta wyraża naśladowanie życia Matki Bożej, jej pokory, miłości, czystości i modlitwy oraz szerzenie kultu maryjnego, zob. Mazur Krzysztof, Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991, Rybak Stanisław, Mariawityzm. Studium historyczne, Warszawa 1992.
² Zofia Kossak-Szczucka (1889-1968) – polska powieściopisarka, współzałożycielka dwóch tajnych organizacji w okupowanej Polsce: Frontu Odrodzenia Polski oraz Rady Pomocy Żydom Żegota (wymyśliła jej nazwę). Odznaczona pośmiertnie medalem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata (1982 r.) i Orderem Orła Białego (2018 r.), zob. Gdak Beata, Okupacyjna twórczość literacka
i dziennikarska Zofii Kossak, Katowice 2012.
³ Bitwa nad Bzurą (także bitwa pod Kutnem) – starcie zbrojne, trwające od 9 do 22 września 1939 r. Największa bitwa „Wojny obronnej 1939 r.” stoczona przez dwie polskie armie „Poznań” (gen. Tadeusz Kutrzeba) i „Pomorze” (gen. Władysław Bortnowski) z niemieckimi 8. Armią (gen. Johannes Blaskowitz) i 10. Armią (gen. Walter von Reichenau) z Grupy Armii Południe „Süd” (gen. Gerd von Rundstedt), zob. Wieczorkiewicz Paweł Piotr, Kampania 1939 roku, Warszawa 2001, Wrzesień 1939.
Bitwa nad Bzurą – największe starcie wojny obronnej, https://www.polskieradio24.pl/39/156/Artykul/1500089 (wrzesień 2021 r.).
Bibliografia:
Ks. Michał Woźniak, Kronika parafii Chojnata 1911-1920, opr. ks. Ludwik Królik, Warszawa 1999
Ks. Michał Woźniak, Wspomnienia, opr. ks. Ludwik Królik, Warszawa 1999
Ks. Zenon Czumaj, Błogosławiony Michał Woźniak, [w:] „Niedziela podlaska”, nr 19, 2017, s. 7 (https://www.niedziela.pl/artykul/130731/nd/Blogoslawiony-Michal-Wozniak)
Z ziemi pęcickiej. Rzecz o błogosławionym ks. Michale Woźniaku, praca zbiorowa, Pęcice 2019
https://parafia-wisniew.pl/bl-ks-michal-wozniak/
https://rawa.eglos.pl/aktualnosci/item/31617-jak-ksiadz-niemcow-za-nos-wodzil
http://www.sw-wawrzyniec.pl/o-parafii/kutnowscy-blogoslawieni
http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTYROLOGIUM/POLISHRELIGIOUS/vPOLISH/HTMs/POLISHRELIGIOUSmartyr3055.htm
Zdjęcie nr 1: Kamień przed kościołem pęcickim upamiętniający księdza Michała Woźniaka (autor zdjęcia - Daniel Wolborski).