„Pocałunki” Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej – walentynkowy wieczór poetycki
247Aktorka Teresa Siewierska w przygotowanym przez siebie spektaklu oprowadziła publiczność po poetyckim świecie tak kruchej, uczuciowej i wrażliwej osoby, jaką była Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Publiczność chętnie poddawała się wszelkim artystycznym zabiegom Siewierskiej i reagowała spontanicznie. Przeżywała przede wszystkim poezję – ale ta poezja została przedstawiona w sposób chronologiczny: na tle biografii autorki.
W Kossakówce, w willi obok Wawelu dorastała Maria. Bardzo kochała swojego dziadka Juliusza Kossaka, ojca Wojciecha, mamę: czyli mamidło, siostrę Magdalenę (potem Samozwaniec), siostrę stryjeczną Zosię (Zofia Kossak-Szczucka). Dom odwiedzały największe osobistości artystyczne Krakowa. Nic dziwnego więc, że z dziewczynka wyrosła na babę-dziwo. Miała piękną twarz, ogromne, niebieskie oczy, piękne nogi i piękne ręce, płaszcz złotych włosów. Ubierała się w tiule, w woale. Kochała, tęskniła – pisała wiersze.
Wyszła za mąż za Bzowskiego, następnie za Pawlikowskiego i Jasnorzewskiego (to małżeństwo było udane). Wjej życiu oraz literackiej twórczości można znaleźć więcej panów. Aktorka Teresa Siewierska fakty z życia pisarki przeplatała wierszami – taki wybrała sposób narracji.
Słynny malarz Wojciech Kossak na rozwody swych córek Marii i Magdaleny wydał fortunę. Jak mówił: swoim dwóm córkom urządziłem po dwa śluby i obie wróciły do Kossakówki.
Anegdoty niejednokrotnie wywoływały śmiech. Po recytacja natomiast powodowała, iż publiczność pogrążała się w głębokiej ciszy. Kiedy kończył się wiersz, rozlegała się muzyka – na pianinie grał Andrzej Seroczyński. Dźwięki instrumentu uwypuklały poezję, dawały czas na refleksję: publiczność zamierała w bezruchu.
* * *
„Pocałunki”, słowno-muzyczny spektakl był przede wszystkim podróżą w głąb miłosnej liryki – najwybitniejszej, ale również w głąb duszy subtelnej kobiety, lecz także wykładem z historii literatury, nastrojową wycieczką w przeszłość.